3 lutego 1956 r. przebywająca w Nieborowie Maria Dąbrowska napisała w Dzienniku: „ (…) do trzeciej w nocy czytałam „Złego” Tyrmanda. Wszyscy się z tego naśmiewają, a ja uważam to za ważną książkę dziesięciolecia. Może równie ważną, jak w swoim czasie „Dzieje grzechu” Żeromskiego”.
O skojarzeniach ze Złym napomknęła jeszcze kilkakrotnie: pisząc o „konikach” sprzedających bilety na występ amerykańskiej grupy Everymanˊs Opera i później, kiedy pewne biuro pośrednictwa w handlu nieruchomościami przypomniało jej tyrmandowską spółdzielnię „Woreczek”.
Osobiście nigdy się nie poznali, reprezentowali różne pokolenia i rodzaje literackiej twórczości, ale to, co ich łączyło, to była miłość do Warszawy, miasta, któremu Leopold Tyrmand zadedykował swoją powieść, a które często pojawia się w twórczości Marii Dąbrowskiej, kaliszanki z urodzenia, a warszawianki z wyboru.